niedziela, 17 maja 2015

Encyklopedia Składów: SL(E)S

Cześć dziewczyny,
Może zauważyliście, że ostatnio byłam tutaj trochę mniej aktywna. Wszystko przez weekendowy wypad w góry :) Ci, który mnie obserwują na Instagramie widzieli co kupiłam na wyjazd oraz trochę zdjęć. Ogólnie wypoczęłam i wracam!
Przez całkiem średnią pogodę nie mogę zrobić wystarczająco dobrych zdjęć (chociaż nie oszukujmy się - nie mam aparatu i zdjęcia na bloga pochodzą z telefonu). Jednak wychodzę z założenia, że jeśli już zdecydowałam się go pisać to chcę to robić jak najlepiej. Dlatego dziś kolejny odcinek Encyklopedii Składów. Porozmawiamy o popularnych SLSach.

Często na wysokich miejscach w składzie kosmetyków (głównie myjących) znajdujemy SLS (Sodium Laureth Sulfate)- Laurylosiarczan Sodu lub SLES (Sodium Laureth Sulfate). Należą one do detergentów syntetycznych, już od dawna były stosowane do mycia urządzeń, czy pomieszczeń (tak, płyny do mycia podłóg mogą mieć go w składzie). Powodują lepsze pienienie się produktów i mają działanie odtłuszczające. 

Mogą powodować przesuszenie i podrażnienie skóry, zaburzać wydzielanie łoju i potu, wywoływać świąd i wypryski. Przyczyniają się do powstawania plam, guzków zapalnych czy cyst ropnych. Szczególnie szkodliwie działają na dzieci i niemowlęta. Są szkodliwe dla skóry i włosów, ponieważ czyszczą przez niszczenie warstwy lipidowej skóry i właśnie przez to działają wysuszająco. Może to być szczególnie problematyczne dla skóry trądzikowej - zaczyna ona produkować jeszcze więcej sebum. Stosowanie go w szamponach może powodować rozdwajanie końcówek przez uszkodzenie osłonki włosa. 

Badania wykazały, że po wniknięciu do naszego organizmu SLS zaczyna się kumulować w tkankach (wątroba, trzustka itd.). Mówi się też o tym, że może uszkadzać materiał genetyczny. Były podejrzenia, że może nawet powodować raka, jednak na dzień dzisiejszy ta teoria nie została potwierdzona. Jednak mogą być one zanieczyszczone rakotwórczymi dioksanami, wszystko zależy od sposobu produkcji.

Oczywiście, nie jest to produkt całkowicie niebezpieczny. Jego dopuszczalne stężenie to ok 1% składu kosmetyku. Jednak zazwyczaj znajduje się bardzo wysoko w składzie - szacuje się, że jego stężenie zazwyczaj wynosi 10-30%. 

SLES jest od SLS na ogól mniej komedogenny, jednak to zależy od sposobu wytwarzania (o czym niestety nie jesteśmy informowani na odwrocie produktu).

Najczęściej możemy go znaleźć w szamponach, żelach do kąpieli i płynach do mycia twarzy. 

Moja opinia:
Całkowicie odstawiłam SLSy od mojej twarzy, niekoniecznie bezpoeśrednio przez skutki tutaj wypisane, ale też przez wprowadzanie bardziej naturalnej pielęgnacji twarzy. Raczej już nie wrócę do ich stosowania na tą część ciała. Niestety jeszcze nie znalazłam nic tak dobrze oczyszczającego i zmywającego oleje na moich włosach jak szampony z SLS. Jednak jestem w trakcie poszukiwań. Na razie stosuję żele do mycia ciała z nimi w składzie, nie zauważyłam efektu wysuszenia czy zmian skórnych. 
Wydaje mi się, że jak do wszystkiego, tak jak do tego co napisałam, powinniśmy podejść z dystansem. Trzeba przede wszystkim sprawdzić co działa na Waszą skórę. Ja staram się stopniowo ograniczać używanie SLSów w mojej pielęgnacji, jednak w przypadku gdy nie znajduję produktu który by mi wystarczająco odpowiadał to do niech wracam. 

A Wy słyszałyście wcześniej o SLSach? Jaka jest Wasza opinia? 

10 komentarzy:

  1. ja sie staram ograniczac jak mogę ale nie neguje całkowicie mam po prostu fajne produkty które go maja i ciezko mi sie z nimi rozstac

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja szamponów z SLS używam tylko raz na jakiś czas :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Znajomi mi to temat, ale np. u mnie szampony bez SLS nie mają szans.

    OdpowiedzUsuń
  4. niby sa takie szkodliwe, a jednak wlosy mam po nich o wiele lepsze niz po takich naturalnych produktach

    OdpowiedzUsuń
  5. nie przeszkadzaja mi poki o takie skaldy,ale zauwazylam,ze zaczynam na to coraz czesciej patrzec ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja po zmianie pielęgnacji twarzy na bardziej naturalną zauważyłam ogromną różnicę :)

      Usuń
  6. A ja nigdy nie zwracałam na to uwagi:/

    OdpowiedzUsuń